Tańczące niedźwiedzie.
Tańczące niedźwiedzie.

„Tańczące niedźwiedzie” to wielowymiarowa opowieść o cierpieniu i odzyskiwaniu wolności.

Historia tańczących niedźwiedzi może łamać serce. Reportaż Witolda Szabłowskiego nie jest lekturą łatwą i przyjemną, jak zresztą większość książek poświęconych bałkańskiej tematyce. Warto jednak znać ten epizod bułgarskiej historii.

Czym były tańczące niedźwiedzie?

Czy niedźwiedzie potrafią tańczyć? Czy stawanie na dwóch łapach i wykonywanie cyrkowych sztuczek jest dla nich naturalne? No i czy posiadają zdolność uzdrawiania ludzi, kiedy tradycyjna medycyna zawodzi? Oczywiste jest dla nas, że nie. Na każde z tych pytań możemy szybko udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jednak w pewnych kręgach, środowiskach kiedyś myślano inaczej. Niedźwiedzie były wykorzystywane ku uciesze gawiedzi jako uliczna rozrywka. W czarnomorskich kurortach dostarczały śmiechu i zabawy znudzonym turystom, a ich właścicielom przez lata przynosiły łatwy zarobek.

Jak w ogóle zmusić tak potężnego drapieżnika do uległości i „tańcowania” na zawołanie? Niedźwiednicy – bo tak określa się właścicieli tych zwierząt – tresowali je bardzo brutalnie. Bijąc od małego, podkładając pod łapy rozgrzane metalowe płytki, które zmuszały niedźwiedzie do wykonywania określonych ruchów. Wielu treserów wybijało zwierzętom zęby, aby uniknąć pogryzienia w przyszłości, gdyby „przypomniał im się instynkt”. Zdecydowanie najbrutalniejszym elementem tresury była holka, czyli metalowe kółko, wbijane w nos niedźwiedzia…

„A czy wie pan, że Cygan w tym ręku, w którym trzymał smyczek od gęśli, trzymał też kijek, na końcu którego był niedźwiedzi nos? Niedźwiedź próbował nadążyć za smyczkiem i sprawiało to wrażenie, jakby tańczył do rytmu. Tymczasem wszystko to była ucieczka przed bólem. Całe ich życie to był bezustanny ból”.

Na ratunek tańczącym niedźwiedziom

Historia tańczących niedźwiedzi zakończyła się w Bułgarii w 2007 roku, po wejściu tego kraju do Unii Europejskiej. Wtedy to ostatnie niedźwiedzie zostały odebrane ich właścicielom przez organizację Four Paws International i przewiezione do specjalnie utworzonego parku. W sanktuarium w Belicy niedźwiedzie uczą się wolności w ograniczonym zakresie. Są leczone z uzależnienia od alkoholu i słodyczy. Drapieżniki leczy się z chorób, na które w naturze nigdy by nie zapadły.

„Chleba zawsze miała pod dostatkiem. Najlepszy alkohol. Truskawki. Czekoladę. Batony. Jakbym mógł, tobym ja na plecach nosił. Jeśli więc mówisz, że ją biłem, że źle jej było ze mną, kłamiesz”.

Witold Szabłowski oddaje głos zarówno niedźwiednikom, którym odebrano „członków rodziny”, jak i dyrektorowi czy pracownikom ośrodka, którzy walczyli o zwierzęta. Poznajemy też opinie mieszkańców wioski, w której znajduje się park. Problem tańczących niedźwiedzi pokazany jest z kilku stron, dzięki czemu każdy czytelnik może wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.

O czym jeszcze przeczytasz w książce „Tańczące niedźwiedzie”?

Książka Witolda Szabłowskiego podzielona jest na dwie części. W pierwszej autor opowiada o zniewolonych niedźwiedziach i ich późniejszym przykrym losie. W drugiej zaś w krótkich rozdziałach Szabłowski przygląda się transformacji (głównie) postsowieckich krajów, które – niczym tytułowe niedźwiedzie – uczą się wolności na nowo. Reportażysta odwiedza m.in. Kubę i Ukrainę, a także Kosowo czy Serbię.

W Belgradzie Szabłowski zwiedza miasto śladami Radovana Karadžicia. Zbrodniarza, który przez wiele lat po zakończeniu wojny ukrywał się w serbskiej stolicy w przebraniu lekarza medycyny naturalnej. W myśl zasady, że pod latarnią najciemniej, poszukiwany międzynarodowym listem gończym Kat Bałkanów umykał wymiarowi sprawiedliwości. Rozliczenia powojenne to opowieść na inną okazję, niemniej jednak belgradzki wątek jest jednym z ciekawszych w tej części książki.

Niedźwiedzie symbolem odzyskanej wolności

O tańczących niedźwiedziach nie było u nas zbyt głośno, chociaż i na terenach Polski już w XVIII wieku znajdowały się ośrodki tresury. Na szczęście nie rozwinęło się to u nas na taką skalę, jak na Bałkanach.

„Tańczące niedźwiedzie” to opowieść o takim fragmencie bułgarskiej/bałkańskiej tradycji, o którym jedni chcieliby szybko zapomnieć, a który dla innych jest synonimem lepszego życia. Historia niedźwiedników nie jest czarno-biała, choć szybko możemy osądzić, kto jest tym złym, a kto poszkodowanym. Sięgając po reportaż Witolda Szabłowskiego przygotujcie się na opowieść niełatwą, ale napisaną w intrygujący sposób.

Bałkańska biblioteczka i czwartki z #hvalakultura

Moja bałkańska biblioteczka.
Moja bałkańska biblioteczka.

Recenzja książki Tańczące niedźwiedzie jest kolejną pozycją, która pojawiła się w dziale kultura. Z wielką przyjemnością przyjęłam propozycję redagowania tej części bloga (więcej o mnie i co tutaj robię, możecie przeczytać tutaj) i regularnie przygotowuję dla Was treści. Możecie tutaj znaleźć pomysły, po jaką książkę warto sięgnąć oraz muzyczny kącik, gdzie staram się przekazać Wam moją miłość również do bałkańskiej muzyki. O wszelkich nowościach z tego działu i innych muzycznych, książkowych i filmowych inspiracjach będziecie mogli znaleźć informacje w czwartki na Facebooku i Instagramie pod hasłem #hvalakultura (lub wyszukać na blogu po tagach).

3 KOMENTARZE

  1. Nie słyszałem wcześniej o tym. Przerażające do czego zdolni są ludzie. Dobrze, że powstał ten park, choć i tak nie zastąpi on życia w naturze.

    • Oglądałam na yt filmiki z tego parku, przygnębiające miejsce. Ale na pewno o wiele lepsze dla tych skrzywdzonych niedźwiedzi niż dalsze występy na nadmorskich promenadach.

  2. Niedźwiedzie w Bułgarii, osiołki na Santorini, daleko nie szukając konne zaprzęgi na naszym Morskim Oku… nie powinno się wykorzystywać zwierząt dla rozrywki, dobrze, że rośnie świadomość. Choć oczywiście temat nie jest tak czarno-biały jak byśmy chcieli.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj